
Kuba nie widzi świata bez domina. Świat Kuby musi być „zdominowany”. Kuba jest Libre, gdy może w domino grać: po polsku, dominikańsku, kubańsku, czy jamajsku; to prawdziwy pasjonat tej gry, domino jest dla niego stylem życia, to jest aficionado do szpiku kości. Po prostu, człowiek z pasją, rozdający dominowego bakcyla. Nie jest to zwykła gra. Kuba widzi ją szczerzej. Udowadnia, że to kawał kultury, barwna codzienność na Karaibach, że to jest gra wielowymiarowa, obejmująca tamtejszą politykę, damsko-męskie relacje, czy „teorie zachowań”.
Z przyjemnością przedstawiam Wam Kubę, bo to co mówi jest cenne, jest pouczające, jest koniecznie, jeśli chcemy wejrzeć głębiej w tę buzującą latynoską, karaibską rzeczywistość. Domino jest jej częścią.
Myśmy się z Kubą wirtualnie poznali ze sześć lat temu, jeden drugiemu coś napisał, skomentował, jeden o drugim jakby pamiętał, myśmy sąsiadami zza „blogowej miedzy” byli. W końcu zaprosiłem Kubę do Rozmowy.
Sam o sobie mówi tak:
„Kuba Libre to pseudonim jaki narodził się w 2004 roku na potrzeby polskojęzycznej strony z zasadami gry w domino. Żeby pasował do tematyki. Strona powstała jako efekt poszukiwań zasad gier w domino do rodzinnego grania. Ostatecznie zgromadziło się ich tyle, że pierwotnie istniał nawet pomysł wydania tego w formie drukowanej, ale ostatecznie zebrane materiały powędrowały do sieci. Obecnie są to dwa, niszowe blogi. Jeden z instrukcjami zawierającymi reguły gier w domino oraz drugi – paranaukowy blog domorosłego antropologa kultury, któremu wszystko kojarzy się z grą w domino. Taki dziennik pokładowy, będący połączeniem doświadczeń czynnego gracza z ulotnymi przemyśleniami internetowego analityka.”
Kuba Libre jest autorem blogów: dominogry.blox.pl oraz domino6.blox.pl
Rozmowa z Kubą Libre
Caribeya: Czym jest domino dla Dominikańczyków? Nasi z Kombi śpiewali: „twój normalny dzień zawsze black & white”. Czy to pasuje do fanów tej gry na Karaibach?
Kuba Libre: Były prezydent Dominikany Hipólito Mejía powiedział o grze w domino: „To jest sport i jedna z ulubionych rozrywek Dominikańczyków, domino jest dla mnie bardzo ważne ponieważ pomogło mi bardzo w kryzysowych momentach.” W 2012 roku zorganizował w ramach swojej kampanii wyborczej mega dominowanie. Do gry zasiadło ponad 3000 graczy a dominowe stoliki zdobiła jego podobizna wraz z hasłem wyborczym „Llegó Papá”, czyli „Tato Przyszedł”. Sam zagrał a jego przeciwnikiem był Joaquín Martínez, obecnie dziesięciokrotny mistrz świata w domino. Również reprezentująca konkurencyjną partię polityczną Margarita Cedeño de Fernández, była Pierwsza Dama a obecnie wiceprezydent Republiki Dominikany, lubi pozować na dominowego gracza. Domino jako element marketingu politycznego dla mnie jednoznacznie pozycjonuje miejsce domina w Dominikanie.
No właśnie, pani Margarita jeździła z eskortą, jeszcze jako kandydatka na stanowisko vicepresidente z ramienia partii PLD, do barwnych dzielnic północnego Santo Domingo, jak Villa Mella, czy Sabana Perdida. Jadła tam z sympatykami chicharrones, czyli smażone świńskie skórki, jadła placki maniokowe, słuchała afro-karaibskiej muzyki (z jakiej Villa Mella słynie!). A potem siadała za stołem do domino, aby rozegrać kilka partyjek ku uciesze wszystkich naokoło! Co więcej, gdy wywalczyła już fotel wice prezydentowej kontynuowała podróże do „ludu”. Choćby do dzielnic biedoty, rewirów o wątpliwej reputacji, jak Gualey, nad samym brzegiem Río Ozama. Tam również grała w domino, udając swojaczkę. Gdyby przyszło Ci zmienić Margaritę na stołku (trzymamy się domina, nie władzy) to jakbyś grał, aby wygrać?
Nie usiadłbym. Babę zastąpić w grze tylko dla machos? Nawet dla mnie, wychowanego w duchu równouprawnienia, to taki atawistyczny odruch, pierwotny pierwiastek męskości. Poza tym, tam gra się w domino partnerskie, czyli dwóch na dwóch. Tak jak u nas w brydża. I podobnie, jak przy brydżu granie z przypadkowym partnerem nie ma sensu. No chyba, że jak Margarita chciałbym machnąć sobie fotę lub osuszyć plastikowy kubek z mamajuaną. No i jeszcze bariera językowa: tam przy grze mówi się po męsku, więc i tu jako gringo jestem znowu na straconej pozycji.
Podsumowując: trzy rzeczy wyróżniają domino z Karaibów. Po pierwsze: jest to męska gra. Czyste machismo. Po drugie: grze towarzyszy często alkohol, a najlepiej jakiś domowy wynalazek. Po trzecie: w domino gra się tak głośno, jak to jest tylko możliwe. Wrzaskliwa, dominowa gadka oraz agresywne przybijanie kamieni do stołu wyglądają niejednokrotnie, jak wstęp do bójki. To nie jest miejsce dla takiej kobity jak señora Margarita, która jest doktorem prawa oraz magistrem ekonomii. Resumując: nie znam innej rozrywki, która przy takim minimalnym nakładzie środków pasowałaby do karaibskich klimatów w sposób doskonalszy niż domino partnerskie. Prawdziwy Dominikańczyk dorzuciłby zapewne do tego seks, baseball i walki kogutów.
Spec od thrilleropisarstwa John Grisham, znający się też na baseballu, próbował klarować reguły tej gry we wstępie do swej „baseballowej powieści” Calico Joe. Czytelnik miał po tym rozumieć żargon. Grisham po prostu „rozegrał” typowy mecz na papierze. Czy mógłbyś w podobny sposób rozegrać partyjkę gry w „domino partnerskie”?
Reguły baseballu to dla Amerykanów buła z masłem. Gdy u nas spotkasz gościa z „bejsbolem”, to na pewno nie idzie pograć sobie na trawniku przed blokiem. A domino w Polsce to gra dla dzieci, choć w naszych więzieniach jest to gra powszechna. Na Karaibach czterech facetów zasiada przy czymś co można nazwać stołem na czymś co nie zawsze musi być krzesłem; partnerzy naprzeciwko; mieszają kamienie wspólnie lub solo tak, jakby chcieli zmyć z nich niewidzialny brud; potem jednocześnie dobierają po siedem kamieni; w pierwszym rozdaniu kto ma [6-6] – zaczyna; potem wychodzi gracz po jego prawej ręce; potem kolejny i kolejny; gdy gracz nie może zagrać opuszcza kolejkę mówiąc ¡paso!, stukając w stół lub wykonując inny szybki gest zrozumiały dla pozostałych; pozbycie się szybciej swoich kamieni przez jednego z graczy oznacza victorię dla pary; ale czasami gra ulega blokadzie: gracze mają kamienie ale żadnego nie można zgrać; i wtedy gracze liczą kropki na kamieniach w ich ręku; w zależności od wersji zwycięscy dopisują albo sumę wszystkich kropek, albo tylko te od przegranej pary; przy blokadzie zwycięża para, która ma lżejsze kamienie (o mniejszej liczbie oczek); przy remisie rozdanie uważa się za niebyłe; gra się kolejne rozdania aż jedna z par przekroczy w zapisie 100 lub 200 punktów i zwycięży w rozgrywce; pary grają do określonej ilości wygranych rozgrywek; w kolejnych rozdaniach kamienie miesza jeden z przegranych, a jako pierwszy wychodzi jeden ze zwycięzców.
Co przełamuje rutynę w tej grze?
Jest w błędzie ten, kto sądzi, że wszyscy grają tak samo. Wielu graczy klarowne zasady podstawowe dopełnia o własne ekstra reguły co dodaje kolorytu rozgrywce. Inaczej więc grywa się w domino partnerskie na Portoryko, Jamajce czy Dominikanie. W Dominikanie tzw. reglas de patio („reguły podwórkowe”) są dość ciekawe i dodatkowo punktowane są extra sytuacje takie jak „paso corrido“ (gdy gracz wychodzi i może zgrać kolejny kamień bo pozostali spasowali), „paso a la salida“ (gdy grający po otwierającym pasuje), lub „capicúa“, czyli „podwójne“ zakończenie rozgrywki: gracz kończy grę kładąc na stole swój ostatni kamień, który pasuje do obu końcówek łańcucha i nie jest dubletem; takie „zamknięcie obwodu“.
Jedna z 13 Złotych Zasad Gry w Domino, jakie wypunktowałeś na swoim blogu, mówi o tym „aby dokładnie obserwować oczy przeciwnika, gdy jest jego kolejka gry”. Wygląda na to, że domino ma wiele wspólnego z pokerem?
Domino partnerskie mnie bardziej kojarzy się brydżem niż z pokerem. Bo podobnie jak w brydżu siedzący naprzeciwko siebie gracze tworzą duet, który gra przeciwko drugiej parze. To wymaga zgrania i współpracy partnerów. Ważny jest nieformalny, pozawerbalny kontakt między nimi. Niebagatelne znaczenie mają drobne gesty i subtelne sygnały, które informują partnera o strategii gry. Oczywiście formalnie porozumiewanie się między partnerami jest niedozwolone i uważne za oszustwo w grze. Doświadczonemu graczowi wystarczy bowiem drobna informacja od partnera oraz jeden rzut oka na stół i już wie jakie kamienie mają przeciwnicy oraz wysyłający wiadomość. I właśnie dlatego gracze gestykulując i tocząc głośną konwersację nie tylko chcą zdeprymować przeciwników ale również ukryć sekretny przekaz dla partnera. Taka dominowa Enigma, bo jeżeli dodatkowo rozszyfrowaliśmy jak porozumiewają się partnerzy to wygrana musi być nasza.
Czytałem o pewnym dziewięćdziesięcioletnim seniorze z Portoryko. Wstawał wcześnie rano, jadł coś, pił kawę i szedł na „plac publiczny”, gdzie rozgrywał z kumplami dziesięć partyjek domino, każda po kilkadziesiąt minut. Potem szedł na obiad, po południu kontynuował grę. I tak od 42 lat. Ponoć nie przegrywał. Na czym polega doświadczenie w tej grze?
Domino to gra losowo-strategiczna. Dobry gracz radzi sobie z tym, że dobierze słabe kamienie. Bo nie jest sztuką wygrać mając w ręku dobre kamienie, ale ograniczyć do minimum przegraną mając słabe. W grach tego typu jak domino, rozgrywanych „na poważnie” o zwycięstwie nie decyduje jedno rozdanie ale cała ich seria, potrzebna do zgromadzenia punktów niezbędnych do zwycięstwa. W zasadzie element losowości nie jest czymś negatywnym. Potrafi sprawić, że każde rozdanie jest niepowtarzalne, a inny układ kamieni za każdym razem stawia przed graczem inne dylematy w procesie decyzyjnym. Ale domino to nie szachy. Ilość posunięć jakie ma do dyspozycji gracz w domino jest stosunkowo mała. Bardzo często gracz ma tylko jedną możliwość ruchu. Taki proces decyzyjny podejmowania słusznych i logicznych decyzji w oparciu o doświadczenia wynikające z rozegranych partii daje większe szanse na wygraną graczowi „ogranemu“, obdarzonemu inteligencją i bardzo dobrą pamięcią.
Rozwój w domino polega na sukcesywnym i samodzielnym odkrywaniu zasad dobrych i złych posunięć w oparciu o rozegrane lub świadomie obserwowane pojedynki. Dlatego przyszły mistrz gra z mistrzami. aby w końcu sam stać się niepokonany. W przypadku osób starszych gra w domino może być naturalną „gimnastyką“ umysłu, która zmniejsza ryzyko zachorowania na chorobę Alzheimera.
Wróćmy do udziału płci pięknej w grze w domino. Kiedy np. dominikańscy machos idą w sobotni wieczór oglądać, obstawiać walki kogutów, wtedy ich kobiety mają czas dla siebie. Biegną do kumoszek: na ploteczki, zrobić sobie nowe tipsy, nakręcić wałki. Chyba tylko raz widziałem młodą dziewczynę w pobliżu koguciej areny, zapisywała wyniki jakiejś loterii. Za to, przy domino widywałem kobiety częściej. Czy ta rozrywka dla machos bardziej im odpowiada, tam w Dominikanie?
Spotkałem się kiedyś ze stwierdzeniem, że kobiety nie grają w domino bo mają widocznie coś ciekawszego do roboty. Myślę, że tam kobiety nie grywają „na ulicy“ bo to nie uchodzi. Szybciej zasiądą do partyjki domina w domu. Bo jak żona wygra z mężem w domu to jeszcze przejdzie ale jakby to uczyniła w miejscu publicznym… Wbrew pozorom panie grywają na oficjalnych rozgrywkach dominowych i radzą sobie bardzo dobrze. Ponieważ w turniejach dominowych panuje prawdziwe równouprawnienie to w czasie mistrzostw świata panie grają z panami i jest prowadzona tylko jedna, wspólna klasyfikacja. Ale najlepiej sklasyfikowanym paniom są przyznawane osobne tytuły mistrzowskie. Carolina Méndez z Wenezueli, tegoroczna złota medalistka z Dominowego Mundialu w Orlando, była ósma w ogólnym rankingu indywidualnym a w parach – czwarta! Osobiście bardzo lubię grać z paniami w domino.
W jednym z dzienników z karaibskiego wybrzeża Kolumbii wyłapałem nagłówek, który mówił, że dla miejscowych domino jest czymś więcej, niż grą. Jest „fabryką przyjaciół”. Przy jakiejś okazji wspomniałeś mi, że zdarza Ci się… „pijać w domino”. To bardzo dominikańskie podejście! Ich stoły do domino mają „fabrycznie” wyrżnięte okrągłe otwory, aby można w nie było bezpiecznie wsadzić kubek z piwem, czy rumem. Ile ta gra znaczy dla Ciebie?
Domino to jedna z wielu fascynacji w moim życiu, ale chyba najważniejsza bo jedyna, o której prowadzę bloga (dominogry.blox.pl) w formie zapisków na tematy „okołodominowe”. Nie urodziłem się w „kulturze dominowej”, która skazałby mnie na granie w jedyną, słuszną odmianę domina jak to jest na Kubie, lub Dominikanie. Dzięki temu mogę zmieniać wariant gry i jak kameleon być raz dobrym ojcem grającym z córką i żoną w „Matadora”, a innym razem dziewiętnastowiecznym dandysem, który z piękną damą zasiada do partyjki gdzieś pomiędzy operą a nieuchronnym finałem wieczoru. Mogę również ze smakiem piwa w ustach dostawiać kolejne kamienie niby stały bywalec londyńskiego pubu, lub ze znajomymi przy rumie pograć w jamajską odmianę domina partnerskiego.
Mogę też w wieloosobowym gronie jak amerykański emeryt podominować w „Kurzą Stopę” albo zasiąść do pojedynku jeden na jeden w jakąś „mózgożerną“ grę, której autorem jest Andrzej Lewicki, dominowy fascynat mieszkający w USA. Myślę, że właśnie dlatego zdecydowałem się na reinkarnację mojej starej strony poświęconej regułom gier dominowych, która wyparowała na skutek pazerności i niechlujnych zabezpieczeń zarządcy portalu. Ale tym razem wybrałem formę bloga (domino6.blox.pl). Podsumowując: domino jest dla mnie pretekstem zarówno do zaspokojenia moich niespełnionych grafomańskich ambicji, jak i do spotkania się ze starymi przyjaciółmi.
Bardzo dziękuję za tę inspirująca rozmowę!