Wróciłem z Południa. Nie z tropiku (choć parnoty i żaru słonecznego nie zabrakło), nie z Karaibów (choć koloryt lokalny sycił duszę równie tęgo). Żadna więc Dominikana, czy kolumbijskie wybrzeże. Za to, Polska. Zamiast ośmiu tysięcy kilometrów, może niecałe pięćset. Zamiast Santo Domingo – Jelenia Góra. Nie Río San Juan w prowincji María Trinidad Sánchez, lecz Sokołowiec na dolnośląskim Pogórzu Kaczawskim. ...